Co to znowu znaczy? Czyżby miejsce straciła? No, ale jakże to wszystko będzie? ja chory, ona bez miejsca, Zosia lekcye traci (bo to prawda, skoro teraz będzie mogła po kilka godzin przesiadywać u mnie) — cóż my robić będziemy? Ona widać nie wie o naszem położeniu, — tak, naturalnie, nie wie, skorośmy nic o tej chorobie nie pisali, — i dlatego decyduje się na krok taki.
Już mi się i myśleć o tem nie chce. Jestem chory, nie mogę teraz kierować życiem. A tak się tego jutra boję...
A więc ze mną ma być do tego stopnia źle, że oni uważają śmierć moją za bardzo możliwą?
Co to było wczoraj? — ja nie wiem: to jakiś sen straszny, majaczenie, — ja nie wiem.
I dlaczego oni to za konanie uważali? Bo słyszałem, słyszałem najwyraźniej, jak któreś z nich krzyknęło: „on kona!“ — więc się czegoś podobnego spodziewali?...