Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/152

Ta strona została przepisana.

śnie o tem, co miało nastąpić. Ten rażący kontrast między grozą położenia a temi bzdurstwami, na myśli o których ciągle się łapałem, powiększał tylko moje rozdrażnienie i do wściekłej a bezsilnej złości na siebie pobudzał. Wymyślałem sam na siebie, a jednocześnie obserwowałem na ścianie świetlany kwadrat z odbijającego się światła lampy w lusterku.
Jak długo to trwało, nie pamiętam.Straciłem zdolność oryentowania się w czasie.
Nareszcie Łopacki zbliżył się do mnie.Siedziałem wysoko na łóżku, ze wszyskich stron popodpierany poduszkami, umiejętnie przez samego Łopackiego ułożonemi, — to tylko chroniło mię od opadnięcia na poduszkę, bo siły moje już się do ostatka wyczerpały. Kiedym go ujrzał przed sobą, czułem, że mi wszystka krew do serca zbiegać zaczęła. Był to jednak niczem nieumotywowany odruch ciała, bo ja się już nie bałem. Nie wiem dlaczego, ale nimem jeszcze zdążył spojrzeć mu w twarz, już byłem pewnym, że ratunku dla mnie niema... Byłem tego pewnym do tego stopnia, że gdyby odpowiedź jego była wprost