Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/168

Ta strona została przepisana.
27 marca.

Z całego tego dramatu, którego jestem bohaterem, rozumiem dotychczas jedną jego połowę. Pojmuję, co to jest nie żyć; ale co to jest umrzeć — nie rozumiem. Nieżycie jest to negacya, antyteza życia, jest to istnienie minus życie; lecz czem jest ta reszta, otrzymana z odjemnej?
Czy życie jest sumą, czy jedną z dodajnych?
Pierwsze — niepojęte, drugie — niewiadome, — oto całe odpowiedzi na pytania, co mózg wyżerają.
Śmierć, jak medal, ma dwie strony. Jedna — to utrata życia, tej jednej sposobności istnienia i użycia; druga — to śmierć sama, z całą ponurą tajemniczością swoją.
Na co żyjemy? Miliardy przede mną, miliardy po mnie zadawać będą to pytanie.
Po co? na co?
Żeby umierać? Czyż życie całe, choćby było nawet tylko rozkoszą i jednym ciągiem upojeń, zrównoważy sobą tę jedną chwilę, kiedy wyrzec musimy: „umieram?“