Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

A przecież nie jest ono rozkoszą, nie wielu nawet zaczerpnęło z tej krynicy upojenia, która jedynie trudy życia osładza. Są przecież tacy, którzy z pragnieniem tylko przebiegli to życie, — którym nigdy serce nie zabiło ani dla nieba, ani dla ziemi, choćby dlatego tylko, że się tam nigdy nie dostali, lub dostać nie mogli.
Czem dla nich to życie?
A czem śmierć?...
Wytchnieniem? — Nieprawda! Śmierć dla nich — to ręka brutalna, przecinająca w połowie drogę do szczęścia, spokoju, — szczęścia, zapracowanego krwawo, w cierpieniach i znoju, z prawa im przynależnego.
Jesteśmy pielgrzymami pustyni.
W pragnieniu i trudzie przebywamy przepalone słońcem-troską oceany, w nadziei, że wreszcie przebrniemy to morze niedoli i tam dojdziemy, gdzie źródła tryskają i rosną palmy. Nikt nie oglądał tego raju rozkoszy, bo nikt tam nie dotarł, nikt nawet nie wie napewno, czy on istnieje rzeczywiście. Giniemy wszyscy po drodze, trupami swymi wyściełając szlaki,