Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.

przez nie i nieraz uszczęśliwiały, — śmierci stajemy oko w oko sami, niczem niewsparci.
Jestem cząstką tej masy życiowego ciała.
Idei filozoficznych nie umiałem sobie przyswoić. Byłem ciągle w stanie przetwarzania się i urabiania. Niestety, śmierć przyszła, nie czekając końca pracy.
I jestem teraz niczem. Bo i czemże jest człowiek, który wyszedł z jednej fazy, a w drugą nie zdążył jeszcze wstąpić? Nie mogę już wierzyć, a i zwątpić o wszystkiem nie śmiem, bobym sobie nie wierzył. Nie rozczarowałem się jeszcze do wiedzy i wierzę w jej potęgę. Nic mi ona nie dała dotąd, ale może dlatego, żem się jej oddawał za mało. Nie chcę, nie mogę z trójnoga dyletantyzmu i naiwności przesądzać o wszystkiem głosem niedouczonego wyrostka.
Jestem jak rumak, schwycony w chwili skonu, bez punktu oparcia, zawisły nad ziemią. A ta jest różnica między mną a sceptykiem, że sceptyk zawisa w jednym