Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/181

Ta strona została przepisana.

rękaw przez omyłkę przyszyty dwa razy, a drugi ledwo przyfastrygowany.
I nie może być inaczej. Życie i jego obowiązki nie pytają, czyśmy już dojrzeli do pracy, czy mamy z czem wystąpić na widownię, czy wyznaczoną część pracy społecznej wykonamy wiernie, z niezachwianą wiarą w duszy, że tak a nie inaczej pracować trzeba. Wskazuje ono: „Masz zrobić to i to,“ mechanicznie tylko zaznajamiając z rodzajem pracy. Wymówić się nie można, bo pracować trzeba, Nawet własne sumienie wysyła rozkaz: “ Pracuj”, bo społeczeństwo ma prawo do swoich wymagań, a trudnoby mu czekać było na chwilę, kiedy toż samo sumienie będzie w możności dać odpowiedź: „Jestem gotów.“
Zmęczyło mię pisanie. Wreszcie widzę, że Zosia zabiera się już do odejścia, a przykro jej pewnie, że z nią nie rozmawiam. Boże mój! o czemże tu mówić? Czyż oni mogą mię zrozumieć? Musieliby, tak jak ja, umierać; a przecież raz umieramy i całą tajemnicę śmierci zabieramy z sobą do grobu.