Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/185

Ta strona została uwierzytelniona.

A wtedy przychodzi przedostatnia chwila — wycieńczenie, rozpaczna apatya ogarnia wszelkie życie na ziemi; co żyło, pada, obalone obezwładnieniem beznadziejności, i w bezruchu, w bezpamięci oczekuje końca. Mgły jakieś ciemne zamraczają mózgi, ostatni dech miliardów płuc wyrywa z ciał dusze — i wszystko ginie — przed końcem — zduszone przerażeniem wobec ogromu.
I ja jestem w takiej przedostatniej chwili, duszony ciężarem, beznadziejnością walki. I mnie mgły ciemne zamraczają mózg, i męczę się, szamocę i niemam nadziei.
To okropne są chwile. Czasem, gdy tak dogorywam niemal w unicestwieniu, nadludzkiem szarpnięciem staram się otrząsnąć z przywalającego ogromu. Roztwieram oczy szeroko, spoglądam dokoła, chcąc sobie przypomnieć wszystko, i budzę się z wpółuśpienia. A wtedy myślę. Żadne piekło nie wynajdzie takich katuszy.
Te myśli!... te myśli!... Rozsadzają mi czaszkę, pieką duszę, obłąkują... Już