Ja to wszystko wiem doskonale i dlatego mam tę pewność beznadziejności. Chwilowy powrót sił nie jest już dla mnie wróżbą życia, lecz agonii.
Skonam przynajmniej w walce oko w oko ze śmiercią, z raną w piersi, nie w plecy — jak Spartanin.
Od trzech tygodni, t. j. od czasu, kiedy to słowo „śmierć“ po raz pierwszy zapadło mi w duszę, myślę o niej ciągle, bez wytchnienia, albo też jestem pod jej uciskiem. Od tylu już dni i nocy mózg mój pracuje nad rozproszeniem tych ciemności, jakie mię zewsząd otaczają, a przecież zagadka dotąd zagadką pozostaje. Nie jestem na tyle naiwnym, ażeby sądzić, iż kilkudniowymi wysiłkami inteligencyi rozwiążę zadanie, nad którem ludzkość pracowała od początków swego istnienia, — nie łudzę się ani chwili — a jednak nie mogę nie myśleć.
O śmierci wobec śmierci każdy myśleć musi. Może więcej lub mniej trzeźwo