Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/203

Ta strona została uwierzytelniona.

Świat, ten świat tętniący życiem, ruchliwy, słoneczny, po raz ostatni zajrzał do mego pokoiku. Napawało mię to dziwną radością, że ten świat zalicza mię jeszcze do swego grona i żem dla niego nie umarł przed skonaniem. Jam się już go wyrzekł zupełnie, dobrowolnie zawczasu wykreślając się z listy żyjących, a tymczasem narzucił mi on przekonanie, że żyję jeszcze.
Ale na dnie takiej rozkoszy tkwi i ból dojmujący. Wszelki odblask życia po to tylko schodzi do mej duszy, ażeby tem jaskrawiej oświetlić jej wszystkie rany. To też wyrzekam się już świata i chcę go zapomnieć jak najprędzej. Niech go stracę, nie widząc, niech się nauczę go wyrzec, niech go znienawidzę, by zmniejszyć swoje cierpienia. Otoczyłem się jakby kwarantanną, nie dopuszczając z zewnątrz żadnej wieści; przerywam rozmowę, gdy tylko mogę w niej uchwycić jakieś echa świata; a jednak i to jeszcze nie ochrania mię w zupełności. Trudnoż się ustrzedz nieraz; czasem mimowoli zadaję pytania, zapominając o rzeczywistości, z utęsknieniem witam byle okruch odbla-