Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/204

Ta strona została przepisana.

skugasnącego dla mnie życia, by potem cierpieć jeszcze więcej.
Dziś, naprzykład, Stach mimowoli zrobił mi wielką przykrość. Mówiąc o niedawnym wylewie Wisły, wspomniał coś o projektowanych bulwarach. Głupstwo to, rzecz marna, śmiechu warta,—a jednak sprawiło mi to boleść ogromną. Po co mam wiedzieć o tem, co będzie, a czego ja już nie zobaczę?
Tylko umierający może pojąć, ile jest cierpienia, jakiejś wściekłej rozpaczy w tym wyrazie, nie dożyję już! nie zobaczę, — tak po prostu, nigdy nie zobaczę!...
A po tem odrzuceniu świata, cóż mi pozostaje na ten dni moich schyłek?cztery gołe ściany pokoju, dachy za oknem, dziurawa kołdra i desenie tapety. To już nie tło mego życia, lecz życie samo, bo niema nic dla mnie poza niemi...
I męczę się, męczę się, stokroć bardziej moralnie niż fizycznie, bo mię dobija ta nicość i szarość, ta straszna nuda i nieruchomość, wśród których dogorywam.Godziny wtedy wydają mi się wiekami i chwilami zarazem; — cierpię nad tem, że