Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/206

Ta strona została przepisana.

Niepostrzeżenie! Właśnie to, że niepostrzeżenie, sprawia mi męczarnie. Z żalem i złością liczę takie minuty, cierpiąc, że mi przeszły tak szybko, żem ich nie czuł, i żem zapomniał w czasie upływania każdej z nich powtarzać sobie rozkosznej myśli: „Jeszcze żyję!“
Te minuty, te drogocenne minuty rozpraszam tak na marne, nie napawając się każdą ich chwilką, nie rozkoszując się ich istnieniem! To stracone minuty, bezlitośnie skradzionie, zdarte z mego nędznego życia, jak z ołtarza. Niech je ten rozprasza, kto ich nie liczy, bo ma ich mnóstwo przed sobą. Mnie nie wolno ich tracić, bo to jedyny skarb już dla mnie, ostatni przywilej życia.
I znowu pamiętam wszystko i męczę się.
A dnie płyną i płyną...

2 kwietnia.

Dziś w południe miałem dłuższą rozmowę ze Stachem. Przedewszystkiem uderzyła mię ogromna różnica, jaka zachodzi między naszemi pojęciami o śmierci. Nie