Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/211

Ta strona została uwierzytelniona.

celu, żeby zostać lekarzem lub adwokatem, a nigdy niemal nie przejdzie mu przez myśl, że może cały ten trud pójdzie na marne, bo umrze, nim się czegoś dobije. Urzędnik dziesiątki tysięcy godzin ślęczy nad biurkiem, zapisując stosy papieru nic go nieobchodzącemi sprawami, jedynie w nadziei jakiegoś maleńkiego awansu — i też nie troszczy się o to, czy go doczeka.
A o śmierci nikt nie myśli, nikt się z nią w rzeczywistości nie liczy; a czemże wobec niej wszystkie awanse świata, wszystkie sławy i blaski, czem miliony, kwatryliony choćby?
I w dodatku awanse mogą ominąć, sława rozwiać się jak pył, kwatryliony niedopisać, — a jedna tylko śmierć stoi niewzruszona, jako pewny koniec wszystkiego.
Więc czemu tak mało się z nią liczymy?
Stach nie zawahałby się w odpowiedzi. Dla niego i tu jest dobrze, jak jest; bo gdyby ludzkość tydzień spędziła w takich rozmyślaniach, jedna jej połowa wy-