Gdyby nie zupełna przytomność, mógłbym to nazwać drzemaniem.
Noc dzisiejszą miałem dość przykrą. Gdym zasypiał około północy, powoli zatracając świadomość, przyszło mi naraz na myśl, czy to czasem nie jest konanie. Teraz nie wiem już dobrze, czym wierzył temu, czym też przypuszczał tylko. To pamiętam jedynie, żem się zaczął wysilać na trzeźwość, gwałtem trzymając oczy otwarte, borykając się z sennością, ogarniającą mię coraz bardziej. Niesłychana bujność myśli była tłem tych zapasów. Mózg mój jakby się rozpadł na kilka części i każda z nich myślała oddzielnie, jednocześnie z drugiemi, nie przeszkadzając jedna drugiej. Możnaby to nazwać wielokrotnemi myślami. Jest to zjawisko tak dziwaczne, że nawet ściśle określić się nie da, choćby dlatego, że w zasadzie przeczy zdrowemu rozsądkowi. Tylko my, umierający, może jesteśmy podatni do tego rodzaju eksperymentów, bo u nas logika koziołki wywraca.
Dziś rano pierwszą moją myślą było: „Żyję jeszcze!“ Ja już od dawna w ten
Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/223
Ta strona została uwierzytelniona.