Amelka przyjeżdża dziś w nocy. Przyjeżdża, naturalnie, aby spędzić razem ostatnie chwile, jakie mi pozostają.
Zosia, nie chcąc mi całej prawdy powiedzieć, umyślnie rzuciła wtedy podejrzenie, że ona miejsce traci. Teraz i tego wybiegu nie potrzeba, — raz, że to święta, a po drugie, że teraz o wszystkiem można mówić otwarcie.
Muszę im być wdzięcznym za to, oceniam ich przywiązanie i ofiary; — a jednak, jak mię to wszystko drażni niesłychanie! Przygotowują się do mej śmierci każdy ich krok jest obmyślony, wyrachowany, a wszystko do jednego tylko zmierza: do tej chwili, kiedy trupem będę. Czemuż trumny jeszcze nie zamówili? — to już tylko dziwnem jest dla mnie. Ręczę, że Amelka już myśli o żałobie. Naturalnie, praktyczność i oryentowanie się w sytuacyi — to rzecz bardzo pożyteczna, a nawet chwalebna; a jednak... jakie to wszystko bezlitośne, podłe, okrutne!...
Czekają, kiedy ostatnie wydam tchnienie, kiedy nareszcie będą mię mogli zakopać w ziemię. Już im się sprzykrzył ten
Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/235
Ta strona została uwierzytelniona.