Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/247

Ta strona została uwierzytelniona.

choć na chwilę zapomnieć. Jest nieraz rozkoszą unicestwienie się moralne, kiedy własna myśl po otchłaniach gdzieś krąży. Niemocą a rozpaczą strawiona dusza staje się ofiarą silniejszego organizmu. Temu tylko Machomety, Savonarole, Napoleony winni swoje powodzenie i entuzyazm, jaki wzbudzili. To tak dobrze, kiedy z własną myślą uporać się trudno, zaufać komuś ślepo, zrobić go swojem sumieniem, i tak iść za rozkazem, iść — choćby po stopniach tronu albo rusztowania...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Cały dzień dzisiejszy to uroczystość dla mnie. Rano gawędziliśmy sobie swobodnie, wesoło nawet, na temat wspomnień z lat dawniejszych. Amelka potrafi poprowadzić ogólną rozmowę, z zadziwiającą zręcznością i przeczuciem omijając wszelkie kwestye dla mnie drażliwe i bolesne. Nie jest już to ta banalna rozmowa, jaką musiałem prowadzić dawniej, wszczynana niby to dla rozerwania myśli. Dziś z zajęciem prawdziwem śledziłem ich słowa, sam przyjmując żywy udział; a choć