ła Bogu, że wszystko składa się jak najlepiej. Pomijając inne ważne sprawy, ucieszyło mię niezmiernie, że będzie mogła pozostać w Warszawie około dwóch miesięcy, gdyż tak się już ułożyła, wyjeżdżając ze wsi. Przynajmniej Zosia nie będzie mi już stała na sumieniu. Co onaby biedaczka zrobiła, pozostawszy tu tak samą po mojej śmierci! Razem z Amelką łatwiej jej będzie pierwsze tygodnie przebiedować, zanim się oswoi z tem przejściem. Na Stacha też liczę: on ich nie opuści w nieszczęściu.
Co do kwestyi pieniężnej, też już jestem spokojniejszy znacznie. Na moją wzmiankę, że, wrazie czego, mogłyby się udać do ciotki, Amelka zamknęła mi usta i pokazała 90 rubli, które przywiozła z sobą. Te pieniądze pewnie naprzód wzięte, albo mozolnie uciułane latami pracy, no, ale cóż robić? o, Boże! co robić? Ja już sam dla siebie, jako żywy, niczego żądać nie będę, — a i dziś gniewałem się na Amelkę, że mi koniaku jakiegoś starego przyniosła, — ale przecież nie odwrócę od nich tych kłopotów, jakie swoją śmiercią
Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/252
Ta strona została uwierzytelniona.