Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/254

Ta strona została przepisana.

mnie, bo mi straszno tak w nocy samemu,“ ale wzgląd na jej zdrowie zatrzymywał mi słowa na ustach. Wreszcie sam nie mam najmniejszego pojęcia o tem, jakby to urządzić można. Trudnoż Stacha wypędzać z własnego mieszkania; przytem i jego pomoc może się okazać potrzebną. Amelka wspominała coś o fotelu, o parawanach, wreszcie o gotowości pani Sawickiej odstępowania jej na noc salonu, który z naszym pokojem graniczy, — ale wszystko upadło wobec mego uporu. Czując, że uledz mogę jej natarczywym prośbom, zaciąłem się tem bardziej, okazując sztuczne rozdrażnienie, żeby nie nalegała dłużej. Ustąpiła w końcu, ale widziałem dobrze, że na tem nie poprzestanie i że w ten lub inny sposób postawi na swojem. Poczciwa, doprawdy, ta pani Sawicka. Z Amelką zaprzyjaźniła się prawie i stara się, ile może, okazać nam swą życzliwość. Drzwi od naszego pokoju do swego salonu sama ciągle otwiera, byle mi więcej powietrza dostarczyć. Kiedym jej coś wspomniał o mikrobach i zatruciu powietrza, o mało się