Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/257

Ta strona została uwierzytelniona.

i zdrowia na całe życie. Mnie nikt niczego nie życzył, bo nie było czego. Całowali mnie tylko, siląc się na spokój. Tylko Zosia zapłakała. Potem jedliśmy święcone. Dzięki staraniom Amelki, było wszystkiego po trochu, nawet wina butelka. Wdzięczny jej byłem za to, że się tak starała uczynić zadość wszystkim tradycyom. Dawniej śmiałem się z tych uroczystości obżarstwa; wczoraj śledziłem z niepokojem, czy czasem nie opuszczono jakiego szczegółu. Chciałem pożegnać nawet słabostki świata, dlatego, że są uświęcone wspomnieniami. Amelka wiedziała o tem. Mnie nie o jedzenie chodziło przecież: i tak nic nie jadłem; szło mi o zwyczaj o pamiątkę, o wyzyskanie prawa korzystania z życia. Cały świat robił toż samo; dlaczegóżbym ja miał odróżniać się od niego? Przecież żyję jeszcze. To jeszcze jakąś rozkoszą mię napawało. Z początku tylko Amelka była wesołą. Może udawała, ale dobrze zrobiła. Ja jej starałem się dopomagać, całemi siłami poddając się sztucznemu z początku nastrojowi wesela. Wiedziałem, że gramy komedyę,