ale i to mnie zadawalało. Wkrótce jednak i udawać nie trzeba było. Na moje uparte nalegania cała butelka wina wypróżniła się szybko. Stach, jako niepijący, wymawiał się przy pierwszym kieliszku, ale potem sam z jakąś natarczywością dopominał się ciągle i pił jeden po drugim. Chciał zalać robaka. Ja piłem także, zmuszając do tego Amelkę i Zosię.
Zrobiło się naraz gwarno i wesoło. Ja mówiłem najwięcej. Upajałem się po prostu tą ogólną wesołością, jaka zapanowała, ciągle pamiętając, że się już śmieję po raz ostatni w życiu.
Tak zeszło godzin kilka. Wreszcie, znużony, zasnąłem na kilka godzin. Przez czas mego snu urządzono mi niespodziankę, najprzyjemniejszą, najrozkoszniejszą dnia tego. Amelka, korzystając z zamiaru p. Sawickiej spędzenia całego wieczoru poza domem, prosiła ją o pozostawienie salonu do naszej dyspozycyi. Wobec chętnego jej zezwolenia zakrzątnięto się około przygotowań. Zosia pobiegła do siebie po nuty, Stach naznosił skądś doniczek z kwiatami i obstawił niemi dokoła cały fotel, na
Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/258
Ta strona została uwierzytelniona.