Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/268

Ta strona została skorygowana.

dy sam nie wierzy? Mówią o jakiemś polepszeniu, o łasce boskiej, o jakichś wypadkach... To ironia gryząca... Jak kruki mię obsiedli, spokoju mi nie dają...
Czyż nie można i bez tego skonać? Ja już się bronić nie mogę przed nimi; nic nie mówię, a oni myślą, że słucham ich nawracań. A ta Sawicka... czego ona mi spokoju nie daje?
Wreszcie to mnie oburza, wstrętem przejmuje. Nie chcę popełniać podłości hipokryzyi, nawet względem tego Boga, w którego nie wierzę. Umiem szanować cudze świętości...
A te sceny przy tem! a ten dzwonek, ta gromnica i woda święcona!...
Wreszcie, jaki ksiądz da mi rozgrzeszenie? bo ja kłamać nie będę.

21 kwietnia.

Trudno, zgodziłem się, wymogli to na mnie. Stach ma się zająć sprowadzeniem księdza i wtajemniczeniem go we wszystko. Bo mnieby w gardle uwiązł akt wiary...