Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/276

Ta strona została uwierzytelniona.

głą wiadomością nie wzruszyć? Ja dziś nic jeszcze mówić nie będę, ale jutro, jutro...
Wyjedziemy zaraz na wieś wszyscy, wszyscy... Chcę ich mieć koło siebie. Waryuję z radości, kiedy myślę, co to będzie. Poproszę, żeby mię ciągle na słońcu trzymali — będę pił słońce. Tu z okna nie wiele widać, ale czuję, że już wszędzie musi być zielono, wesoło. I grusze po sadach pewnie już białe od kwiecia zupełnie — takie białe, jakby kto śniegiem przyprószył. A może już pojutrze wyjedziemy? Bo mnie siły ogromnie wracają. Niech mnie tylko z tego pokoju wyniosą, a od razu zdrów będę. Uniwersytet rzucę zupełnie i do gospodarstwa się wezmę, byle bliżej słońca i zieleni. Zosia, nim za Stacha wyjdzie, przy mnie zamieszka i będzie mi ciągle grała moje najulubieńsze melodye. Dziś same arpedżia mam w uszach, a słońce i zieleń na oczach.
Że się Starzecki pomylił, nic dziwnego, cóż on... Ale Łopacki, Łopacki!
Wreszcie czemużby i on nie miał się