Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/34

Ta strona została uwierzytelniona.

A wreszcie, — co mi do tego: wiem, że to wszystko farsa; a że się oni tam pokłopocą trochę o moje zdrowie, nic im to, co prawda, nie zaszkodzi. Niepotrzebnie mię tylko na babę wykierowali. Ale i to głupstwo jeszcze. Ciekawa jednak bardzo rzecz, co to się z lekcyami mojemi stanie? Marne one, prawda, ale w braku innych i te dobre; choć na jakie takie życie wystarczały i uniwersytet opłacałem; no, a teraz co będzie?
Oni tylko jedno potrafią powtarzać: „zdrowie! zdrowie!“ — a co jeść będzie owo zdrowie, jak się na siłach bardziej wzmocni? Co dzień Stachowi kładę w głowę jedno i to samo, a on tylko: „kpij tam sobie z tego.“ Dobrze, kpij sobie z tego, kiedy masz ochotę, ale mnie dalibóg, wszelka chęć do kpin odchodzi, jak o tem pomyślę. Bo te wszystkie moje elewy — piramidalne osły: piecem przełażą, każda trójka wymodlona, wyproszona, i bez pomocy korepetytora ani rusz. Niepodobieństwo, żeby moi pryncypałowie na moje szacowne zdrowie oczekiwali; i tak pełno miałem zawsze wymówek: „panie Rudnicki, Kazio