to konserwatysty, to znów panteisty lub ateusza. W gruncie rzeczy nie dowierzam sam sobie i za prawdziwość swoich twierdzeń nie dałbym i trzech groszy, ale mnie coś krusi zawsze do prowadzenia z nim zażartych dysput, kończących się naturalnie na niczem, — bo lubię bardzo słuchać Stacha, kiedy mówi w zapale, a tę lub inną rolę przyjmuję ot tak sobie, dla podtrzymania dyskursu, stosownie do tego, z jakiej on beczki zacznie. On wie, naturalnie, co sądzić o stałości mych przekonań, bo mu sam zawsze przy końcu dysputy powtarzam, żem mu przeczył tylko dla zasady przeczenia, byle i na słońcu znaleźć plamę, i że nie wierzę zarówno temu, co on mówi, jak i temu, co sam wygłaszam. To nam jednak nie przeszkadza zupełnie, na drugi dzień wszcząć podobnego sporu i obadwaj w zapale (chociaż ja unoszę się rzadziej) prawie że wierzymy we własne słowa. Chętnie prowadzę z nim te dysputy — raz dlatego, że nie mogę znieść tej ciasnoty jego poglądów i bezwzględnej wiary w siebie, i ciągle pracuję nad rozszerzeniem jego punktu widzenia rzeczy, —
Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/48
Ta strona została uwierzytelniona.