a po drugie, że lubię niesłychanie wszelkie subtelności i analizę odcieni myśli, a już pod tym względem dochodzę nieraz do artyzmu, i każda dysputa zaostrza mi tylko język i myśl. Ostatecznie skutek w zupełności nie odpowiada zamiarom. Punkt widzenia rzeczy u Stacha nie tylko się nie rozszerza, ale, przeciwnie, kurczy coraz bardziej, — a ja znów, wbrew jego pragnieniom, nie tylko się nie wciskam do jego klatki przekonań, ale coraz więcej rozprzestrzeniam swoje stanowisko obserwacyjne. Stąpamy po wprost odwrotnych drogach. On się zacieśnia i potęguje wiarę w swoje idées fixes, ja się rozszerzam i uczę obalać wszystko, choćby ot tak sobie, aby dokazać sztuki.
W przekonaniach więc naszych niema żadnej zgody. Ale kto wie, czy i w usposobieniach naszych niema większej różnicy. Ja jestem straszny fantastyk, wiem o tem; ale cóż mi z tego, że wiem kiedy to nie zdoła powstrzymać w niczem moich wybryków. Czy to choroba już taka, czy zbytnia wrażliwość nerwów, licho tam wie, — dość, że jestem nieraz wprost nieznośnym.
Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/49
Ta strona została uwierzytelniona.