Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/70

Ta strona została uwierzytelniona.

Pokój mamy ani duży, ani mały, taki sobie umiarkowanej wielkości, o jednem oknie na wschód, z widokiem na dachy i podwórza; tylko wysoko dyabelnie — trzecie piętro, po dosyć torturalnych schodach, — co mnie szczególniej niezbytnio się podoba. Ale cóż robić? Znam już na pamięć wszystkie sęki i szpary w każdym schodzie.
Od początku choroby stołuję się u pani Sawickiej. Poczciwa babina sama podobno robi mi befsztyki i przysyła takie porcye wszystkiego, jakby mnie chciała jedzeniem wyleczyć z wszelkich chorób, które przebywałem i przebywać będę. Niestety, zasmucam ją na śmierć swoim brakiem apetytu: Łucka odnosi nieraz napowrót wszystko nietknięte.
Dzięki p. Sawickiej, od jutra będę miał fotel. Kiedym dziś rano zadzwonił na Łuckę, żeby sprzątnęła samowar, ku wielkiemu zdziwieniu ujrzałem we drzwiach panią Sawicką, która z powodu chwilowej nieobecności Łucki przyszła sama dowiedzieć się, czego potrzebuję. Przeprosiłem ją bardzo i poprosiłem dalej. Weszła, jak zwykle, dosyć podejrzliwie, bojąc się zapewne jakiejś za-