a potem byłaby zdziwiona, że tak jak drudzy wygląda. Dlatego też ani przypuścić jest zdolną, że Stach i ja należymy właśnie do tej kategoryi niewierzących. Ja jej, naturalnie, nigdy nie mówiłem o tem, — raz, że nie chciałbym jej zasmucać, — a po drugie, że kwestya ta była mi dotychczas dosyć obojętną. Jakieby wrażenie wywarła na niej taka wiadomość, nie mogę przesądzać. Alboby sama straciła wiarę, poddając się biernie wpływowi, alboby po raz pierwszy doznała druzgocącego ciosu.
A że nic o tem nie wie, przekonałem się dziś rano. Wstąpiła do mnie dlatego jedynie, żeby mi przynieść trochę popiołu, zabranego w książkę do nabożeństwa. Nastrajając się poważnie, użalała się nademną, że nawet do kościoła z powodu choroby pójść nie mogę. Ja jej nie wyprowadzałem z błędu, podziękowałem za pamięć i za ten pacierz, który za mnie zmówiła. Popiół pozostał.
Teraz ten popiół leży przede mną, a ja, patrząc nań, pytam sam siebie: gdzie się podziała wiara moja?
Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/77
Ta strona została uwierzytelniona.