Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.

Ażeby dogmat zburzyć, trzeba już nielada dzioba i zaostrzonych pazurów.
Ale na cóż doświadczenie, na cóż wprawa w burzeniu?
I na to czas nadszedł.
Przedtem jednak miałem jedną chwilę nagłego powrotu do wiary i do całej dawnej naiwności.
Teraz i śmiech mię pusty porywa, i wstyd mi trochę tej kartki życia.
Był to nagły fajerwerk przygasających szczątków, ostatnie nawiedziny bezpowrotnie minionych chwil błogiej, dziecięcej naiwności.
Kończyłem 6-ą klasę. Bieda, chłód, praca zanadto mi dokuczały, ażebym mógł z lekkiem sercem przedłużać sobie te dnie męczarni. A tu jeszcze w najlepszym razie całe dwa lata pozostawały. Drżałem na samą myśl, że mogę się zatrzymać na drugi rok w tej samej klasie. Rok cały zmarnować! jeszcze rok cały dodać do tych lat strasznych! Tak mi już dokuczyła ta walka z nędzą...
Łacina nie dawała mi spokoju. Kułem wszystkie wyjątki, układałem w mózgu