Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/90

Ta strona została uwierzytelniona.

uważałem się za tak wszechstronnie mądrego, jak wówczas. Z dumą spoglądałem na swych kolegów, stawiając się w duszy nieskończenie od nich wyżej. Niema ludzi bardziej zaufanych w siebie i dumnych ze swego rozumu i wiedzy, jak właśnie 19-letni młodzieńcy.
Szukałem ideału, biegłem z życiem w szalonym pędzie, aż w tej pogoni pogubiłem wszystko.
Z całej dawnej wiary pozostało mi jeszcze mgliste pojęcie o Bogu, jako najwyższej, kierującej i twórczej istocie, — i o nieśmiertelności duszy. Te przetrwały najdłużej, bom ich strzegł i trudno mi się było tak rozstać z niemi bez nowych urojeń, któreby dawniejsze zastąpiły. Zawsze to przykro spaść z tak wysoka.
Aż pewnego dnia zapytałem siebie: dlaczego przechowuję jeszcze w głębi duszy te szczątki dawnej wiary?
Nie umiałem, na to odpowiedzieć.
Nie umiałem bom nie mógł żadnem rozumowaniem poprzeć tych archaizmów, jakie mi gdzieś po zakątkach mózgu tkwiły,
Od tej chwili straciłem duszę i Boga.