Kiedy się więc z prośbami poczęli rozwodzić,
Jowisz chcąc obu żądzy obficie dogodzić,
Ustawicznie niziny suszył, góry moczył.
Przyszło zbierać, aż każdy poznał, że wykroczył.
Bo zboże traktowane w kontr swojej naturze,
Spaliło się w nizinie, wymokło na górze.
Bił ojciec rózgą dziecię, że się nie uczyło.
Gdy odszedł, dziecię rózgę ze złości spaliło.
Wkrótce znowu Jaś krnąbrny na plagi zarobił,
Ojciec rózgi nie znalazł, i kijem go obił.
Darmo tem bydź, do czego kto się nie urodził.
Kryształ brylantowany wielu oczy zwodził:
Gdy się więc nad rubiny i szmaragdy drożył,
Ktoś prawdziwy dyament z nim obok położył.
Zgasł kryształ, a co niegdyś jaśniał u obrączki,
Ledwie go potem złotnik chciał zażyć do sprzączki.
Dewotce służebnica w czemsiś przewiniła
Właśnie natenczas, kiedy pacierze kończyła.
Obróciwszy się przeto z gniewem do dziewczyny,
Mówiąc właśnie te słowa: „i odpuść nam winy,
Jak i my odpuszczamy“, biła bez litości.
Uchowaj panie boże! takiej pobożności.
Żebrak panu tłustemu gdy się przypatrował,
Płakał; tegoż wieczora tłusty zachorował,
Pękł z sadła. Dziedzic po nim gdy jałmużny sypie,
Śmiał się żebrak nazajutrz i upił na stypie.