A że trzeba pieniędzy dać było kupcowi,
Kłaniał się bardzo nisko atłas kitajowi.
Gdy przyszło dług zapłacić a dłużnik się wzbraniał,
Co rok się potem kitaj atłasowi kłaniał.
Patrząc się we zwierciadło, a widząc się białą,
Lubiła go smagława, że jej pochlebiało.
Przyszła do niej znajoma, nierównie czarniejsza;
Gdy spostrzegła, że i tej szpetności umniejsza:
Zła, że i jej sąsiadce do gustu przypadło,
Stłukła w drobne kawałki pochlebne zwierciadło.
Był dyskurs o słowiku. — Wdzięk jego śpiewania,
Rzekł czyżyk, tak jest miły, że aż do świtania
Od zmroku gotów jestem słuchać jego pieśni. —
Tożsamo powtarzali śpiewaczkowie leśni.
Toż samo i zwierzęta. Osieł mało dbały
Gryzł chwasty na ustroniu... więc się go spytały:
A ciebie czy ten jego głos wdzięczny poruszył? —
Mnie?... jakem się odezwał, zarazem go zgłuszył.
Chwaliła owca wilka, że był dobroczynny;
Lis to słysząc, spytał jej: W czemże tak uczynny? —
I bardzo, rzecze owca, nie wiele on pragnie,
Moderat! mógł mnie zajeść, zjadł mi tylko jagnię.
Chciał się skąpy obwiesić, że talara stracił;
Żeby jednak za powróz dwóch groszy nie płacił,
Ukradł go pokryjomu, postrzegli sąsiedzi.
Kiedy więc osądzony na śmierć w jamie siedzi,