Jak wspaniałe, dostojne,
Jak w zaciszu spokojne,
Jak się śklnily po wodzie
Blaski słońca przy wschodzie;
Zakochał się w żywiole.
Więc rzekl: Płynąć ja wolę,
Niż się tułać po ziemi
Z owieczkami mojemi. —
Przedał je więc i z stratą,
A za to
Nakupował daktelów, na okręt zgromadził.
Płynął morzem, a gdy go wiatr przeciwny zdradził,
W złą chwilę,
Stracił okręt i daktele.
Więc do owiec nieborak, a gdy je pasł, znowu
Zoczył morze; wspomniawszy na korzyść z oblowu,
Rzekł, kłaniając się nisko, raz, drugi i trzeci:
Mówię to i z przysięgą powtarzam waszeci:
Bądź jeszcze pozorniejsze,
Bądź jeszcze spokojniejsze,
Sklnij się, jak chcesz, w pogodzie,
I w zachodzie i w wschodzie;
Wiem ja, o co tu chodzi:
Chciałoby się daktelów?... nie uda się sztuka.
Panie morze! ostrożny, kto się raz oszuka.
Chmiel chciał się ziemią sunąć, bo mu to nie miło
Było,
Iż musiał szukać wparcia i pomocy.
Szedł więc o swojej mocy
I rozciągnął się dosyć... Ale cóż się stało?
Liście żółkniało,