Zasila w życiu, żałuje w zgubie,
Jakże go lubię! —
Siebie on lubi, rzekła jej druga,
Chytra to czułość, chytra to usługa.
Nie płacze o jagnię,
On mięsa pragnie.
I panowie chorują, czemuż lwy nie mogą?
Boleścią srogą
Lew zdjęty ryczał, niebożęta
Drżały zwierzęta
Te, co na dworze króla jegomości
W żałości
Przymilały się panu. A że gdzie chory,
Tam i doktory;
Niedźwiedź, mimo powagę, wraz z lisem kolegą
Natychmiast biegą
W radę; niedźwiedź po prostu
Na niestrawność życzył postu
I zdławion za to.
Lis przelękły zapłatą,
Kiedy się go pytano, co brać na chorobę?
Rzekł: Pan chory na wątrobę:
Moja rada o tej dobie,
Podjeść sobie;
Komu post miły, niech gryzie śledzia,
Pan zje niedźwiedzia.
Nagrodzony obficie, że dogodnie życzył,
Nowym kunsztem chorego doktorem uleczył.
Raz zagadło
Młot kowadło:
Czemu w robocie
Młocie!