Choć się też raz nie znudzisz?
I mnie darmo dokuczasz, i próżno się trudzisz. —
Alboż z ochoty
Pracują młoty?
Rzekł zagadniony.
Nie ja mam być winiony;
Ten nas nagli, co robi.
A gdy oręż sposobi
W pracy, trzasku w pożarze,
My się mścimy, on karze.
Koń w rzędzie sutym, zewsząd sklniący złotem,
Rżąc deptał ziemię pod jeźdźcem zuchwałym.
Zrzebiec bez uzdy posuniętym lotem
Uginał trawy w pędzie wybujałym.
Razem ku sobie zbliżyły się oba,
Rzekł rumak: Patrzaj, jaka moja postać,
Siodło, rzęd złoty, jak ci się podoba?
Przyznaj, bez jeźdzca trudno tego dostać.
Na wspaniałości wcale się nie znacie
Tułacze w łąkach, jak nikczemne bydło. —
Prawda rzekł zrzebiec, jednakże, mój bracie!
Chociaż to złoto, przecież to wędzidło.
Zajączek jeden młody,
Korzystając z swobody,
Pasł się trawką, ziółkami, w polu i ogrodzie,
Z każdym w zgodzie.
A że był bardzo grzeczny, rozkoszny i miły,
Bardzo go tam źwierzęta lubiły;
I on też używając wszystkiego z weselem,
Wszystkich był przyjacielem.