Rzekł ktoś: Cudzej jasności małaś uczestniczka:
Zna każdy, co pochodnia; zna każdy, co świeczka.
Nie złe to bywa czasem, co przymusi.
Mruczało wino, iż go czopek dusi,
I żwawe wielce
Wrzawo[1] w butelce,
I póty wrzało, aż go się pozbyło.
Ale cóż się wydarzyło?
Przez połowę wyleciało;
Co zostało, wywietrzało;
Aż nakoniec własnym czynem
Poszło w ocet, bywszy winem.
Bywa często zwiedzionym,
Kto lubi bydź chwalonym.
Kruk miał w pysku ser ogromny;
Lis niby skromny
Przyszedł do niego i rzekł: Miły bracie!
Nie mogę się nacieszyć, kiedy patrzę na cię.
Cóż to za oczy!
Jch[2] blask aż mroczy!
Czyż można dostać
Takową postać?
A pióra jakie!
Śklniące, jednakie.
A jeśli nie jestem w błędzie,
Pewnie i głos śliczny będzie. —
Więc kruk w kantaty — skoro pysk rozdziawił,
Ser wypadł, lis go porwał, i kruka zostawił.
Źle ten czyni, kto cudzą rzecz sobie przyswoił.
W pióra się pawie dudek ustroił,