Rzekł: w Grekach szmer przyiazny oznaczał ich zgodę, 23
Aby uczcić kapłana i przyiąć nagrodę:
Nie przypadła królowi do serca ta mowa,
Więc go puścił z obelgą, przydał groźne słowa:
„Znidź, naprzykrzony ſtarcze, z oczu moich pręcéy,
Nie waż bawić się dłużéy, ani wracać więcéy.
W tyarze, w berle, słaba dla ciebie zasłona.
Chyba mi starość córkę twoię wydrze z łona:
Od swych daleko, w Argach[1] na zawsze osiędzie,
Tam wełnę tkać i łoże moie dzielić będzie.
Pódź precz! ani mię gnieway, żebyś zoſtał cały!„
Rzeki król: zaląkł się ſtarzec i odszedł struchlały.
Szedł cicho ponad morzem, gdzie huczały fale,
A gdy iuż był daleko, wynurzył swe żale,
I syna pięknowłoséy tak prosił Latony:
„Boże! którego Chryza doznaie obrony,
Boże Smintu! co ſtrzałę wypuszczasz daleką,
Co masz Tened i Cyllę[2] pod możną opieką;
Jeśli wieńcami twoie zdobiłem kościoły,
Jeślim ci na ofiarę bił kozły i woły;
Niech prośba ta od ciebie będzie wysłuchana:
Zemściy się łukiem twoim obelgi kapłana.„
Ledwie ſkończył, modlitwa doszła ucha Feba,
Wysłuchał go łaſkawie, zſtąpił gniewny z nieba,
Z łukiem swoim, z kołczanem; na ramionach ſtrzały,
W byftrym biegu ſtrasznemi szczęki przerażały.
Strona:Iliada.djvu/110
Ta strona została skorygowana.