Strona:Iliada.djvu/115

Ta strona została przepisana.

Pewnie bóg zagniewany, który mściwie strzela,        153
Tą ofiarą się zmieni dla nas w przyiaciela.„
Na to, strasznie zapalon, Achilles zawoła:
„O łakomco! o człeku bezwstydnego czoła![1]
Któż z Greków chętnie twoie spełni rozkazanie?
Kto póydzie na wyprawę? na czele woysk stanie?
Nie z moiéy ia przyszedłem pod Troię przyczyny,
Ród ten przeciw mnie żadnéy nie popełnił winy:
Do owoców méy ziemi, nie ściągnęli dłoni,
Nie tknęli się trzód moich, nie zabrali koni,
Naymnieyszéy w żyznéy Ftyi[2] nie zrobili szkody:
Dzielą mię od nich wielkie i góry i wody.
Ale z tobąśmy przyszli, z odległych stron świata,
Czci twoiéy nasługiwać, mścić się krzywdy brata.
Bezczelniku! z psiém okiem, nie znasz téy usługi!
Jeszcze mi to chcesz wydrzeć, com wziął za znóy długi,
I co mi zgodnie Greckie przyznały narody!
Dotąd ia równéy z tobą nie miałem nagrody,
Gdy, po dobyciu miasta, woysko łup rozbiera.
Na moich barkach ciężar woyny się opiera:
Lecz kiedy podział przyydzie, lepsza część dla ciebie;
A ia upracowany, zemdlony w potrzebie,[3]
Z małą cząstką na okręt idę z boiowiska.
Do Ftyi, do moiego powracam siedliska,
Gdy nie znasz moich zaſług, śmiesz zdobycz wydzierać;
A nie wiem, czy bezemnie będziesz łupy zbierać.„

  1. Miał przyczynę Achilles czynić publicznie ten wyrzut Agamemnonowi, który w obliczu wszyſtkich Greków oświadczył, że Chryzeidę przenosi nad żonę swoię Klitemneſtrę.
  2. Ftyia prowineya Tessalii, króleftwo Achillesa.
  3. Potrzeba bierze się za wyprawę woienną.