Strona:Iliada.djvu/159

Ta strona została przepisana.

Skąd się tu złość nikczemna w podłém sercu warzy,        257
Zyskałże co od ciebie, prócz saméy potwarzy?
Ale ia ci oświadczani, co i w skutku będzie,
Jeśli, iak dziś, rozpuścisz to złości narzędzie,
Niechay mi głowę zdeymie okrutny zabóyca,
Niech słodkie stracę imię Telemaka oyca,[1]
Jeśli cię nie uchwycę, z szaty nie obnażę,
I zdarłszy, co wstyd kryie, ochłostać nie każę;
Wreście, rozkwilonego na razy bolące,
Wypchnę ze zgromadzenia i wgłąb nawy wtrącę.„
To wyrzekłszy, do grzbietu berło mu przykłada.
On się zwiia i płacze i drżący usiada:
Od twardego mu razu w tyle guz wyskoczy,
Patrzy szpetnie wokoło i ociéra oczy.
Choć smutni Grecy, iednak rośmiać się musieli,
Każdy tak sąsiadowi swoie myśli dzieli:
„Słusznie lud Ulissesa wśród naypiérwszych kładzie,
Męztwem w boiu wsławiony, roztropnością w radzie:
Dziś naylepszą rzecz zrobił, że Tersyta zgromił,
I zuchwałość brzydkiego potwarcy uskromił.
Odtąd będzie ostrożny, nauczą go bóle,
Jak niebezpieczna, miotać obelgi na króle.„
Tak lud mówił, i dobre dzieło wodza chwalił,
A Ulisses, co tyle możnych miast obalił,
Wstał z berłem: przy nim w kształcie woźnego bogini,
Ta wrzask ludu uśmierza, ta spokoyność czyni,[2]

  1. Niech sam zginę! niech nie żyie móy syn Telemak!
  2. Woźny uciszał woyſko, a że tego dokazał cudownym prawie sposobem, gdy lud wzburzony tak prędko uspokoił; dzieło iego przyznaie Poeta Minerwie, która Ulissesa w szczególnéy miała opiece.