Strona:Iliada.djvu/246

Ta strona została przepisana.

Zastał u Eteokla na uczcie Tebany:        387
Choć sam, w Kadmeiów tłumie staie niezmieszany.
Jeszcze śmiało wyzywa wszystkich i zwycięża,
Tak przychylna wspierała Pallas tego męża.
Czém rozżarci Tebanie, gdy rycerz odchodzi,
Na zasadzce pięćdziesiąt zastawiaią młodzi,
Pod dwoma dowódzcami, Likofontem dzielnym,
I Meonem, co równał bogom nieśmiertelnym:
Wszyscy polegli trupem, i z tego pogromu,
Sam Meon, z woli nieba, powrócił do domu.
Taki był wielki Tydey, Etolii chwala:
Syn iego lepiéy mówi, lecz za to mniéy działa.„
Nie był z czucia, z żywości Dyomed wyzuty,
Skromnie iednak przyymuie monarchy wyrzuty:
Lecz żwawy Kapaneia syn przerwał milczenie:
„Nie praw nam fałszu, królu, miéy prawdy baczenie,
Bo my się dzielnieyszemi i od przodków znamy:
Myśmy i Teby wzięli, ów gród siedmiobramy,
Z małą tam przyciągnąwszy liczbą towarzysza,
Wsparci tylko na łasce i znakach Jowisza.
Oni swym nierozumem zgubili się sami:
Nie kładź więc, królu, w równi oyców naszych z nami.„
A Dyomed na niego spoyrzawszy surowo,
„Milcz, rzecze, móy Stenelu, bacz na moie słowo:
Nie mam za złe królowi, ani mię to gniewa,
Że on obchodząc Greki, do boiu zagrzewa: