I zbliżywszy się rzecze: „Mężny Dyomedzie, 127
Niechay cię pewna ufność na Troiany wiedzie,
Bom cię dziś równym oycu zrobiła rycerzem,
Jakim był, groźnym z wozu wstrząsaiąc puklerzem.
Już ci więcéy mgła ciemna oczu nie powleka,
Zdarłam ią, byś rozeznał boga od człowieka.
Gdyby więc który z bogów twéy doświadczał dłoni,
Ty przeciw nieśmiertelnym nie bierz się do broni:
Lecz gdyby się Wenerze bóy odwiedzić zdało,
Na mdłą boginią możesz użyć ręki śmiało.„[1]
To rzekłszy, znikła Pallas: bohatyr pośpiesza,
I wnet się między piérwsze woiowniki miesza.
Jeśli przedtém Troiańskie roty dzielnie walił,
Teraz się trzykroć większą śmiałością zapalił.
Jak lew, kiedy go pasterz pilnuiący trzody,
Rani, wpadaiącego do owiec zagrody,
Tém bardziéy się rozjada, grzywa mu się ieży:
Nie odpiera go pasterz, lecz do chaty bieży,
A owce przelęknione cisną się gromadą,
Potrącaią się, iedne na drugich się kładą:
Niosąc zdobycz wysokie lew przesadza płoty;
Tak Dyomed się rzuca na Troiańskie roty.
Natenczas Hypenora, narodów pasterza,
I Astynoia biie: iednego rycerza
Dzidą piersi przeszywa, i na piasku zmiata,
Mieczem ramie drugiemu przy szyi odpłata.
- ↑ Żeby się komu rzeczą dziką nie wydawało, że człowiek walczy z bogami, rani ich, przepędza; trzeba sobie przypomnieć mniemanie dawnych, o ciałach i siłach bogów: w pospolitym sposobie mówienia, pochwała bohatyra w tém naywięcéy była zamknięta, że się równał z bogami, że im samymw boiu mógł kroku dotrzymać. Naſtąpiły potém wieści o podobnych bitwach, iakoto Herkulesa z Apollinem, Neptunem. Tu Dyomed walczy z Wenerą i Marsem.