„Dziś mi, kochany bracie, twoiéy łaski trzeba, 361
Pozwól, niech na twych koniach powrócę do nieba.
Raniona od Tydyda, srogą cierpię mękę:
Jużby on śmiałą podniósł na Jowisza rękę.„[1]
Tak mówi: Mars na prośbę swoiéy siostry skory,
Dał iéy konie, pysznemi ozdobione szory.
Na świetny wóz wstąpiła bogini wybladła,
Jrys leyc wzięła w ręce, i przy niéy usiadła.
Wyskoczyły rumaki, skoro bicz postrzegły,
Do górnego Olimpu w momencie przybiegły:
Wtedy Jrys, co szybkim wiatr wyściga krokiem,
Wyprzęga ie, niebieskim zasila obrokiem.
Wenus pada na matki Dyony kolana,[2]
Ta ią ściska i głaszcze, i mówi stroskana:
„Któryż z bogów postąpił z tobą tak bezprawnie,
Jakbyś się iakiéy zbrodni dopuściła iawnie?„[3]
Na to Wenus: „Dyomed, syn Tydeia śmiały,
Ten przeciwko mnie pocisk wymierzył zuchwały,
Gdym z pola unosiła Eneasza syna,
W którym dla serca mego pociecha iedyna.
Już nie między Troiany i Greki bóy srogi,
Lecz się Greki na same porywaią bogi.„
„Znoś luba córo, mówi szanowna Dyona:
Tak gorzkie smutki sama cierpliwość pokona.
Na co się iuż śmiertelnych nie odważy śmiałość?
Sami niezgodni, w ludziach wzmagamy zuchwałość.
- ↑ Bohatyrowie Homera wiele dokazuią: lecz dzieła ich bardziéy ieszcze wyznanie zwyciężonych podnosi. Jak ten wyraz maluie męztwo Dyomeda!
- ↑ Homer Dyonę daie za matkę Wenerze. Znać, że bayka, która ią z piany morſkiéy wyprowadza, poźniéy się zjawiła.
- ↑ To okazuie, iaka była karność u dawnych: dorosłe nawet dziewczyny chłoście podlegały, gdy się iakiéy rzeczy nieprzyſtoynéy dopuściły.