Strona:Iliada.djvu/360

Ta strona została przepisana.

Wodzowie, których ciągle Mars w swoiéy ma pieczy,        387
W nawie króla, o spólnéy przemyślaią rzeczy.
Wpośród nich poseł, w takiéy rzecz przekłada mowie:
„Atrydy, i wy Greków przemożni królowie,
Pryam, i wodze Troian (obyście przyiemnie
Chcieli słyszeć te słowa), kazali przezemnie
Powiedzieć, iakie Parys czyni wam ofiary,
Parys, który zapalił téy woyny pożary.
Wszystkie zbiory, z jakiemi do Troi przypłynął,
Ach! czemuż od tych brzegów daleko nie zginął!
Wrócić gotów i ieszcze z skrzyni przydać wlasnéy:
Lecz, Atrydowi nie chce oddać żony krasnéy,
Choć, by ią wrócił, sami radzą mu Troianie.
Jeszcze i to przełożyć kazali żądanie,
Czyli chcecie zawiesić na czas woyny ciosy,
Gdy umarłym pogrzebne zapalimy stosy:
Znowu zgubne weźmiemy przeciw sobie bronie,
Aż iednéy los, lub drugiéy da zwycięztwo stronie.„
Na te słowa umilkło całe zgromadzenie.
Dopiéro przerwał mężny Dyomed milczenie.
„Niech ofiara Parysa nikogo nie łudzi,
Choćby Helenę wracał: bo nayprostszy z ludzi
Widzi, że iuż Troianie klęsk ostatnich bliscy.„
Głos ten zgodnym okrzykiem potwierdzili wszyscy.
A król: „Oto, Jdeiu, chęci Greków iasne,
Usłyszałeś odpowiedź przez ich usta własne: