Strona:Iliada.djvu/387

Ta strona została przepisana.

Hektor konie przy rowie pędzi zapalony,        361
Błyskaiąc Marsa wzrokiem, i strasznéy Gorgony.
Postrzegła Juno oręż Hektora zwycięski,
Więc mówi, rozbolała nad Greckiemi klęski:
„Nie damyż wsparcia Grekom, gdy ten naród luby,
Już prawie do ostatniéy przybliża się zguby?
Jle maż ieden dzielnych obalił rycerzy!
Hektor zaiadły wszędzie strach i pogrom szerzy:
Gdziekolwiek się obróci, mnóztwo Greków pada.„
„Jużby on dawno zginął, Pallas odpowiada.
Orężem Greckim w oczach Jlionu pchnięty:
Lecz twardy na me chęci, na prośby niezgięty,
I niesłusznie swoiemi szafuiący względy,
Oyciec wstrzymuie serca moiego zapędy.
Niepomny, że przeze mnie iego syn ocalał,
Gdy go nieznośną pracą Erystey przywalał.
Nieraz on smutnym nieba zaklinał wyrazem:
Jam zawsze, za Jowisza zbiegała rozkazem,
I niosła mu ratunek w okrutnym ucisku.
Gdybym była przeyrzała tę odpłatę w zysku,
Gdy mu naywiększa praca była naznaczona,
Unieść psa z podziemnego królestwa Plutona,
Nigdyby był nie przebrnął czarnych Styxu brodów.
Jam wsparła; cóż za tyle miłości dowodów?
Tetydzie Jowisz sprzyia, Tetys ukochana,
Że go wzięła za brodę, ściskała kolana,