Strona:Iliada2.djvu/033

Ta strona została przepisana.

Kto ie odrzuca, Jowisz mści się téy pogardy,        517
Zsyła Krzywdę i przez nię karze umysł hardy.
Uczciy ie, Achillesie: hołdów ci nie skąpią,
Którym i nayzaciętsze umysły ustąpią.
Gdyby trwał w złości Atryd, uznać błąd swóy zwlekał,
Gdyby darów nie dawał, innych nie przyrzekał;
Choć Greków stan okropny, nigdybym atoli
Nie żądał, byś gniew złożył, i wsparł ich w niedoli.
Dziś gdy wiele, na przyszłość więcéy ieszcze daie,
Gdy cię przez piérwszych mężów błagać nie przestaie,
I którzy są naylepsi przyiaciele twoi;
Ni prośbą ich, ni przyyściem gardzić nie przystoi.
Dotąd żal twóy był słuszny, odtąd iuż nie będzie.
Znamy, iak dawni mieli cześć na wielkim względzie,
Zwyciężali gniew iednak i serce uporne,
Błagali się przez dary, przez prośby pokorne.
Zdarzył się przykład w wieku, który starym zowiem,
Pozwólcie przyiaciele, że go wam opowiem.
Przy Kalidonie, mieście niemałéy zalety,
Bili się Etolowie i mężne Kurety:[1]
Ci w Marsowéy wściekłości miasto chcieli spalić,
Tamci od zguby grody oyczyste ocalić.
Dyana zapaliła téy woyny pożary,
Gniewna, że kiedy zebrał hoyne ziemi dary,
Jéy bóstwu nie poświęcił Oney ofiar winnych.
Pyszne zabił stugłowy dla niebianów innych,

  1. Kureci dawni mieszkańcy części Etolii. Miaſto ich Plerona, Kalidon zaś Etolów.