Strona:Iliada2.djvu/038

Ta strona została przepisana.

Na to Achilles: „W piérwszéy cenie iesteś u mnie,        647
Lubię twoię otwartość, mówiłeś rozumnie;
Ale mi serce wzdyma ta sroga ohyda!
Taką krzywdę poniosłem, przez dumę Atryda,
Jakbym był naypodleyszy na ziemi wyrzutek!
Wy idźcie, i poselstwa opowiedźcie skutek.
Do téy pory od boiu chcę zostać daleki,[1]
Aż dzielny syn Pryama Hektor, biiąc Greki,
I głosem zapalaiąc swe zwycięzkie roty,
Otrze się o Ftyotów nawy i namioty.
Tam, niech mu Mars naybardziéy umysł dumny łechce,
Wiem, że mu się niedługo woiować odechce,
Potrafię ia uśmierzyć iego zapał srogi.„
Rzekł, oni wzięli czary i wezwali bogi.
Wracaią, a Ulisses mądry im przywodzi.
Patrokl zaleca brankom i przytomnéy młodzi,
Czémprędzéy dla Fenixa zgotować posłanie.
Scielą kobierce, płótno i skóry baranie.
Spi starzec oczekuiąc Jutrzenki powrotu.
Pelid się kładzie w głębi swoiego namiotu,
Przy iego boku, lica ślicznego kochanka,
Dyomeda, Forbasa córa, z Lesbu branka.
W inném śpi mieyscu Patrokl, a przy nim spoczywa.
Dana mu od Achilla, Jfis urodziwa.
Przyszły posły, witaią ich wodze koleią,
Z czaszą w ręku, a między trwogą i nadzieią,

  1. Oświadczył Achilles Ulissesowi, że iutro odiedzie. Poruszony mową Fenixa, powiada, że się namyśli, czy ma odiechać, czy zoſtać. Wreście maiąc wzgląd na wyrzuty Aiaxa, oświadcza, że dopiéro wtenczas weźmie się do broni, gdy nieprzyiaciel na obóz iego uderzy. Trudno lepiéy utrzymać charakter człowieka nieubłaganego.