Strona:Iliada2.djvu/055

Ta strona została przepisana.

A przepyszny kobierzec rozpostarł pod głową.        153
Trącił go lekko Nestor, i tą zagrzał mową:
„Wstań! wstań! Tydeia synu, wcale nie przystoi,
Że, gdy my czuiem, ciebie iednego sen poi.
Nie razi cię z pagórku wrzask nieprzyiaciela?
Ach! zbyt mała go przerwa od floty oddziela!„
Nagle bohatyr ze snu twardego się zrywa,
Wstaie, i do Nestora prędko się odzywa.
„Niezmordowany starcze, ciebie nic nie strudzi,
Albożto między Greki nie masz młodszych ludzi,
Dla przywołania wodzów? lecz w żadnym sposobie
Nie można cię przymusić, abyś wytchnął sobie.„
„Prawdę mówisz, rzekł Nestor, zacny przyiacielu,
Nie braknie mi na synach i na ludziach wielu,
Którzyby, dla zwołania, przeszli stanowiska;
Lecz naysroższa potrzeba dzisiay nas przyciska,
Rzecz nasza zawieszona, iak na ostrzu stali,
Ta chwila, albo zgubi, albo nas ocali.
Jeśli móy wiek szanuiesz, który się tak chyli,
Bież, by tu Meges z prędkim Aiaxem przybyli.„
Wraz Dyomed lwią skórę na barkach zawiesza,
Bierze oszczep, i budzić tych wodzów pośpiesza:
W krótkiéy ich do Nestora przyprowadził chwili.
Gdy się na mieyscu straży wszyscy zgromadzili,
Widzą, iak pilnie czuwa: błyszcząc się od miedzi,
Każdy rycerz na swoiém stanowisku siedzi.