Strona:Iliada2.djvu/084

Ta strona została przepisana.

Chwyta ią, w silnych iego zębach trzaska szyia,        179
Zrze chciwie iéy wnętrzności, krew czarną wypiia;
Tak pierzchaią Troiańskie przed Atrydem kupy,
Który pędząc, z ostatnich gęste ściele trupy:
Wielu nawet i z wozów na łup śmierci idą,
Bo nad zwyczay zabóyczą dokazywał dzidą.
Już zbliżał się pod same mury Jlionu,
Gdy oyciec nieśmiertelnych z niebieskiego tronu,
Stąpił na Jdę, piorun trzymaiąc w prawicy:
A wezwawszy Jrydy, bogów posłanicy:
„Bież, rzecze, do Hektora, i nie szczędząc kroku,
Uwiadom go o moim naywyższym wyroku.
Póki między piérwszémi Atryd woiowniki,
Rozjuszonym oszczepem zmiata w polu szyki,
Póty niech ustępuie, powściąga swą śmiałość,[1]
A Troianom zaleca w pracach Marsa trwałość.
Lecz, gdy dzidą, lub strzałą ranny, nawóz wsiędzie,
Dam szczęście Hektorowi, przy nim chwała będzie:
Mnóstwo Greków pobiie, i do naw przegoni,
Póki noc czarnym kirem ziemi nie zasłoni.„
Rzekł: bogini złotemi ustroiona pióry,
Zaraz bieży z Jdeyskiéy do Hektora góry.
Bohatyr na swym wozie nieprzełomnym stoi:
Zbliżywszy się posłanka do obrońcy Troi:
„Hektorze! mówi, Jowisz panuiący w niebie,
Przysyła mię z takowém poselstwem do ciebie.

  1. Zręcznie poeta ocala sławę rycerſką Agamenona i Hektora, nie wyſtawuiąc ich w polu obu przeciw sobie walczących.