Strona:Iliada2.djvu/089

Ta strona została przepisana.

Wzburzone morze pianę pod niebem zawiesza;        309
Tak Hektor nieprzyiaciół gromi, ściga, miesza.
Jużby Achiwów srogi wyrok nie oszczędził,
Jużby zwycięzca Hektor do naw ich zapędził;
Gdy Ulisses w te słowa zagrzał Dyomeda:
„Cóż to! czyli nasz oręż odporu iuż nie da?
Stań przy mnie, spólną bronią ważmy bóy zacięty:
Jaka hańba, gdy Hektor zapali okręy!„
„Nie ustąpię ia kroku, Tydyd odpowiada,
Wstrzymam nieprzyiaciela, co nam na kark wsiada:
Ale cóż my dokażem, kiedy zagniewany,
Opuszcza Jowisz Greki, a wzmaga Troiany?„
Rzekł i Tymbreia zwalił, pchnąwszy go wśród łona,
Ulisses powoźnika zabił Moliona.
Tych porzuciwszy, wieczną ogarnionych nocą,
Sami z nową na Troian uderzaią mocą:
A iak śmiałe odyńce, kiedy ich psy gonią,
Zwracaią się, i kłami walecznie się bronią;
Tak ci zwróceni walczą, daiąc tym odporem
Wytchnienie, pierzchaiącym Grekom przed Hektorem.
Niedaleko dostali ciż rycerze wozu,
W którym siedziały syny Meropa z Perkozu.
Oyciec ich z naybiegleyszych piérwszy był wieszczbiarzy:
Przeglądaiąc w przyszłości, co się synom zdarzy,
Gdy ich kusiła woyna, chciwa krwi szafarka,
Powściągał, ale oyca głos przemogła Parka.