Strona:Iliada2.djvu/103

Ta strona została przepisana.

Tam śmiały Hiperocha syn, co męztwem, słynął,        673
Jtymoney z Elidy, moią ręką zginął.
Padł, a pasterzów zlękłe rozpierzchły się kupy.
Myśmy się niezmiernemi obciążyli łupy:
Owiec i kóz pięćdziesiąt trzód w ręce nam wpada,
Równie wieprzów i wołów liczne bierzem stada,
Nadto klacz półtorastu gromada zaięta,
Wiele z nich młode mlekiem karmiło zrzebięta:
Tośmy wszystko do Pilów zapędzili w nocy.
Żem tak wielki dał dowód i szczęścia i mocy,
Stary Neley z radości odchodził od siebie.
Rano, skoro iutrzenka błsnęła na niebie,
Obwoływali woźni, aby ci się ześli,
Co szkody od mieszkańców Elidy ponieśli:
Każdy wziął z rady starszych swą część w słusznym dziele,
Bo też od Eleanów cierpieliśmy wiele,
Korzystaiąc z niemocy, w któréy nas pogrążył
Wielki Herkul, na zgubę naszę lud ten dążył.
Zginęły piérwsze wodze, zastępów nadzieia.
Jam ieden został z synów dwunastu Neleia,
Inszych Mars zabrał; stąd też ludzie ci zuchwali,
Słabym Pilom obelgi różne wyrządzali.
Oyciec wziął sobie liczne z pasterzami trzody.
Od Eleanów bowiem poniósł wielkie szkody,
Wysłał był do Elidy cztéry pyszne konie.
O tróynóg w szybkim walczyć maiące przegonie: