Strona:Iliada2.djvu/106

Ta strona została przepisana.

Łaska ich zachowała boga, nie ich męztwo:        751
Natenczas Jowisz wielkie Pilom dał zwycięztwo.
Scigamy ich przez pola, tarczami okryte,
Zabiiamy, bierzemy zdobycze obfite:
Aż do Bufrazu ręka zwycięzka ich gnała,
Gdzie iest Alez pochyły i Olenu skała.
Tam staiemy, ucieka niedobitków kupa,
Tam i ia staię, kładąc ostatniego trupa.
Wracaią się do Pilów dzielne woiowniki,
Wszyscy iednomyślnemi wynosząc okrzyki,
Jowisza z nieśmiertelnych, a z ludzi Nestora.
Takim byłem, gdy młodych lat służyła pora.
Lecz Achilles, sam w sobie zatopion iedynie:
Ach! rzewnie on zapłacze, kiedy woysko zginie!
Pamiętam, przyiacielu, iaką ci przestrogę
Dał oyciec, wysyłaiąc do Atryda w drogę.
Gdyśmy się zabierali do Troiańskiéy woyny,
Jam skupiał z Ulissesem w Grecyi lud zbroyny,
Przybyliśmy do domu, w którym Peley siedział,
I słyszeliśmy wszystko, co oyciec powiedział.
Byłeś ty, był Menety z Achillem pospołu:
Wtedy szanowny Peley z wypasłego wołu
Na dworze czynił władcy pioruna ofiarę,
I lał wino, trzymaiąc złotą w reku czarę:
Wyście obadwa ucztą byli zaprzątnieni.
Przychodzim, gdy Achilles obaczył nas w sieni,