„Ach! królu, kto się dzisiay gnuśnością ohydzi, 231
Niech tu zginie! niech więcéy oyczyzny nie widzi!
Weź twoię broń naylepszą, i tu złącz się ze mną.
Będziemy oba sobie pomocą wzaiemną:
I słabych broń złączona wiele może zrobić,
A my i naydzielnieyszych potrafimy pobić.„
To rzekłszy Neptun, zniknął wśród walczącéy rzeszy;
Do swego zaś namiotu Jdomeney śpieszy:
Tam dwa wziąwszy dziryty i świecącą zbroię,
W pole idzie, okazać chcąc odwagę swoię.
A iakim na powietrzu ogniem piorun błyska,
Gdy syn groźny Saturna gromy z nieba ciska,
Razi ludzi okropną światłością i trzaskiem;
Takim z ramion królewskich miedź strzelała blaskiem.
Niedaleko uszedłszy, Meryona wita,
Który śpieszył się szukać nowego dziryta.
„Naymilszy towarzyszu, godny synu Mola,[1]
Czemu, rzecze, z krwawego ustępuiesz pola?
Czyliś ranny, i w ciele masz ieszcze grot srogi?
Czyli bieżysz dla dania iakiéy mi przestrogi?
Widzisz, że mną nie gnuśność, ale męstwo włada.„
A Meryon w te słowa iemu odpowiada:
„Szlachetny wodzu Kretów, oto z pola idę,
Abym, ieśli masz iaką, wziął od ciebie dzidę,
Moięm złamał o tęgi puklerz Deifoba.„
„Weź, rzecze, Jdomeney, gdy ci się podoba,
- ↑ To mieysce nagania Eustatius, a za nim Pani Dacier, iakoby rozmowa tych dwóch bohatyrów by-ła i niewczesna i nadto rozwlekła. Pope broni Homera. Meryon dotknięty wyrazem Jdomeneia, musiał się usprawiedliwić. Lecz ieśli prawda, że Homer w tém mieyscu zadrzymał, iakże się pięknie obudził w tém, co naſtępuie?